"W Japonii czyli w domu" - Rebecca Otowa

Czytaliście "Dzieci z Bullerbyn"? Pamiętacie jeszcze, jak ta książka została zbudowana? Nie? Nie szkodzi, przypomnę. Przygody dzieci były opisane w osobnych, nie powiązanych ze sobą ściśle rozdziałach. Czytając "W Japonii czyli w domu" odniosłam podobne wrażenie, niemniej pozbawione fabuły. Autorka z całego serca pragnie przedstawić nam piękno kraju, ale jeden rozdział z drugim nie ma nic wspólnego. Poza jej rodziną, domem i samą Japonią. Mówiąc krótko: to takie "Dzieci z Bullerbyn" bez fabuły.

Może brzmi to trochę ostro, ale książka, którą niegdyś bardzo mocno chciałam przeczytać, rozczarowała mnie pod tym względem. Z opisu nie wynika to, co dostałam. Spodziewałam się historii życia w Kraju Kwitnącej Wiśni, a dostałam pean na temat poszczególnych elementów japońskiej kultury. I milion pytań, na które nie otrzymałam odpowiedzi. Nie wiem, dla kogo ta książka powstała, ale na pewno nie dla czytelnika.

Postaram się zatem uporządkować zarzuty, co nie jest zbyt proste. Na początek weźmy zmianę tematu co parę stron. Nim oswoję się z treścią i choćby przemyślę te dziesiątki pytań, które pojawiają się w mojej głowie co kilka zdań, Rebecca Otowa uznaje, że wyczerpała ów temat i zajmuje się kolejnym. Do poprzedniego nie wraca. Jeden rozdział ma średnio trzy strony. Rodzina Otowy pojawia się jako statyści i często nie są tam nawet potrzebni. Autorka zaś balansuje na granicy bycia użyteczną dla treści, a elementem frustrującym. Z jednej strony pragnie się po japońsku wycofać ze światła jupiterów (czyli oka i myśli czytelnika), a z drugiej nieustannie zaznacza swoją obecność w sposób tak mało jednoznacznie sensowny... W końcu próbuje opowiadać o swoim życiu, czy o życiu w Japonii, bazując na własnych doświadczeniach? Po lekturze wciąż tego nie wiem. Choć czasem jest użyteczna, gdy mamy do czynienia z jej rolą jako gaijina, czyli obcego. Z tym wiąże się też wkładka ze zdjęciami. Ich część jest w formie, jaką obrała ta książka, zupełnie niepotrzebna. Jeśli ktoś deklaruje, że pracował nad książką sześć lat, mam prawo oczekiwać czegoś na przynajmniej przyzwoitym poziomie. Moim zdaniem "W Japonii czyli w domu" tego poziomu nie ma.

Myślę, że ta pozycja miałaby szansę być czymś świetnym, gdyby poszczególne tematy (bardzo interesujące i widać, że Otowa ma pojęcie o rzeczach, o których próbuje pisać) zostały wyczerpane, a nie tylko napomknięte i gdyby autorka zdecydowała się, czy opisuje historię swojego życia wraz z niesamowitymi doświadczeniami, jakie zebrała, czy też przewodnik po kulturze japońskiej "od środka". To tylko szkic, a nie pełnowartościowa książka. Wywołało to we mnie niemałą frustrację, ponieważ widzę potencjał, który został bezmyślnie wyrzucony w błoto. 

Nie mam nic więcej do dodania.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3